Z racji nadchodzącej sesji znajduję sobie zajęcia, które stanowczo nie są nauką. Stwierdziłam, że czas poćwiczyć pisanie, a jako że ostatnio co chwilę odkrywam jakąś piękną muzykę i aż mnie skręca, że prawie nikt nie chce mnie słuchać, to założyłam bloga. Może ktoś będzie czytał moje wypociny.
Długo rozważałam od czego zacząć. Od zespołu, od którego zaczęła się moja przygoda z muzyką? Czy może od tego, którego teraz kocham najmocniej i myślę, że nigdy mi się nie znudzi? Wybrałam drugą opcję, gdyż ten zespół, mimo że znam go zaledwie 3 lata, bardzo mocno ukształtował mnie jako świadomego słuchacza i zachęcił do szukania podobnych, równie trudnych w odbiorze dzieł.
Długo rozważałam od czego zacząć. Od zespołu, od którego zaczęła się moja przygoda z muzyką? Czy może od tego, którego teraz kocham najmocniej i myślę, że nigdy mi się nie znudzi? Wybrałam drugą opcję, gdyż ten zespół, mimo że znam go zaledwie 3 lata, bardzo mocno ukształtował mnie jako świadomego słuchacza i zachęcił do szukania podobnych, równie trudnych w odbiorze dzieł.
Mowa o Marillion. Zespół ten został mi "podrzucony" przez pewną bliską mi osóbkę (gorące uściski dla K.). Kiedy dostałam do rączek płytę "The Best of Both Worlds" usłyszałam słowa, które wspominam do dziś z szerokim uśmiechem: "Ale tej drugiej płyty nie słuchaj, kiepska jest". Bo o ile zrobiłam po swojemu i po przesłuchaniu pierwszego włączyłam też i drugi dysk, tak muszę się zgodzić, jest naprawdę mocno przeciętna i dla mnie nie do słuchania. Jednak po odtworzeniu pierwszy raz płyty z Fishem wpadłam po uszy. Znałam oczywiście "Lavender" i "Kayleigh", ale w porównaniu z cudownym, delikatnym, acz przejmującym "Sugar Mice", czy roznoszącym energią i swego rodzaju brutalnością "Assasing" i "Punch and Judy" oraz wzruszającym i tęsknym "Heart of Lothian" - czym są tamte przereklamowane już kawałki?
Pewnie pojawią się tu także inne utwory Marillion, ale dziś zacznę innym.
Ponieważ najpiękniejszą i najukochańszą piosenką i tak zostanie dla mnie "Script for a Jester's Tear".
Uwielbiam absolutnie calusieńką piosenkę: począwszy od tekstu, przez melodię od początku do końca, po drobne szczegóły typu klawikord w kulminacyjnym punkcie utworu. Budowa poszczególnych części, napięcie, odczuwalne jednocześnie ból i ulga: motyw cierpienia przez ukochaną osobę tak popularny w muzyce, tutaj przyjął postać niewyobrażalnej męki, którą to rozładować może tylko ta emocjonalna spowiedź, jaką mamy od samego początku.
Pewnie pojawią się tu także inne utwory Marillion, ale dziś zacznę innym.
Ponieważ najpiękniejszą i najukochańszą piosenką i tak zostanie dla mnie "Script for a Jester's Tear".
Uwielbiam absolutnie calusieńką piosenkę: począwszy od tekstu, przez melodię od początku do końca, po drobne szczegóły typu klawikord w kulminacyjnym punkcie utworu. Budowa poszczególnych części, napięcie, odczuwalne jednocześnie ból i ulga: motyw cierpienia przez ukochaną osobę tak popularny w muzyce, tutaj przyjął postać niewyobrażalnej męki, którą to rozładować może tylko ta emocjonalna spowiedź, jaką mamy od samego początku.
"One more experience, one more entry in a diary, self-penned
Yet another emotional suicide
Overdosed on sentiment and pride
Too late to say I love you
Too late to restage the play
Abandoning the relics in my playground of yesterday
(...)
So here I am once more
In the playground of the broken hearts
Im losing on the swings
Im losing on the roundabouts
The game is over"
Już od pierwszych linii tekstu widać, jak bolesne musiały być to przeżycia - nie były również one jedynymi tego typu, sformułowania: kolejne, za późno, plac zabaw z wczoraj. Wszystko przedawnione, a nadal sprawiające tyle cierpienia...
Niewątpliwie jest to męczące. Za wszelką cenę chcieć zapomnieć, skończyć cierpieć i nigdy więcej nie przegrać. Jak ironiczne są losy ludzkie. Koło fortuny wciąż się kręci i jakże cynicznym się stajesz, gdy wszystko jest przeciw tobie, gdy znów jest tak samo. Walka bez szans.
"I act the role in classic style
Of a martyr carved with twisted smile
To bleed the lyric for this song
To write the rites to right my wrongs
An epitaph to a broken dream
To exercise this silent scream
A scream thats born from sorrow"
An epitaph to a broken dream
To exercise this silent scream
A scream thats born from sorrow"
Jakie to ludzkie i nikogo nie dziwiące - odgrywanie swej roli, by pokazać że wszystko jest w porządku, ale i by się ukarać. Za co? Może za to, że się pozwoliło na sprawienie sobie cierpienia? Może jednak, by pokazać, że choć na zewnątrz wszystko jest w porządku, to wewnątrz rozdziera krzyk aż do zdarcia gardła. Ten właśnie krzyk rozbrzmiewa chwilę później:
"Promised wedding now a wake, awake"
Niezmiennie, od początku znajomości tego utworu, mam gęsią skórkę w tym momencie. Jest to tak poruszający i przepełniony całym bólem, cierpieniem, że nie umiem skupić się na niczym innym. Słuchając "Script for a Jester's Tear" w dowolnej chwili mojego życia, czy w tramwaju, czy w domu, czy na spacerze, nie potrafię nie zwrócić uwagi na ten fragment. Mogę się "wyłączyć" na całą resztę utworu, ale tu zawsze mam pełną świadomość i nierzadko łzy w oczach. Mimo że płaczę naprawdę rzadko.
"The fool escaped from paradise
Will look over his shoulder and cry
Sit and chew on daffodils and struggle to answer why?"
Jak ciężko musi być uciec z raju, kiedy tak naprawdę wcale się tego nie chce? Niewątpliwie pozostaje tylko płacząc spojrzeć przez ramię, a później usiąść i pytać "Dlaczego?". Może i bym walczyła, by znaleźć odpowiedź na to pytanie. Może i nie. Nie wiem, czy jestem na tyle silna. Nasz Błazen jednak znalazł na to siłę. Choć chwilę później słyszymy, że w ciszy wstydu zostaje solistą. Nie wiem tylko, czy gryzłabym narcyzy, chociaż w takim stanie umysłowym - wszystko jest możliwe. Prawdopodobnie wszystko jeszcze przede mną.
"As you grow up and leave the playground
Where you kissed your prince and found your frog
Remember the jester that showed you tears, the script for tears.
So I'll hold our peace forever when you wear your bridal gown
In the silence of my shame the mute that sang the sirens song
Has gone solo in the game
I've gone solo in the game, but the game is over"
Pocałować swojego księcia i znaleźć żabę. Za jaką cenę? Za cenę pokazania swoich łez? Chyba warto. Nie "chyba" - na pewno. Mimo wszystko. Jedna... Jaki to ból, zostać odtrąconym i patrzeć na szczęście kogoś, z kim wiązało się tak wielkie nadzieje. Z jednej strony, skoro się kogoś kocha, powinno się pozwolić mu być szczęśliwym. Z drugiej strony, nikt nie posiada empatii absolutnej, każdy trochę jest egoistą. Tym bardziej o to ciężko, kiedy się wie, że tamtej osobie nie jest się obojętnym. Lecz gra jest skończona.
"Can you still say that you love me?"
I na koniec wyciągnięty ze środka cytat:
"Now sad in reflection did I gaze through perfection"
Miłość jest ślepa. Patrzy przez pryzmat perfekcji, jaką jest druga osoba dla nas samych - składa się zarówno z zalet, jak i wad. Akceptujemy to, bo ją kochamy. Miłość jest niczym więcej, jak przywiązaniem.
Poznałam i pokochałam ten zespół jakieś dwa lata temu, ostatnio katuję namiętnie znowu, bo Marillion to ten zespół do którego się wraca... genialne melodie, genialne teksty, całokształt wręcz powala, przytłacza, tę muzykę się czuje całym sobą. Misplaced Childhood chyba jest moim ulubionym albumem, Script for a Jester's Tear i Fugazi też uwielbiam, a ostatnio odkryłam, że Chlutching At Straws to też perełka! W tych czterech albumach zawarte jest chyba wszystko, czym dla mnie jest muzyka.
OdpowiedzUsuń