wtorek, 13 stycznia 2015

2. Bang Bang (My Baby Shot Me Down)

Teraz odrobina historii. Pomówię o Cher (ale nie tylko!). Dopiero ostatnio doceniłam ją jako wokalistkę, gdyż wcześniej kojarzyłam Cher raczej z tandetnym "Belive", a nie czymś ambitniejszym. Oczywiście znane mi były jej inne utwory: "If I Could Turn Back Time", czy "Shoop Shoop Song (It's in his kiss)". Kto tego nie zna? Były to skrajnie różne piosenki, kojarzące mi się z latami 80-tymi i 90-tymi, gdzie prawie każda popowa gwiazda była elastyczna niczym guma do ćwiczeń, by dopasować się do aktualnych żądań publiki, stąd brak mojego zainteresowania głębszym poznaniem tematu wokalistki o charakterystycznym głosie i urodzie.

Zmieniło się to niedawno, gdy zapętliłam "If I Could Turn Back Time" (o którym w swoim czasie również powstanie post) i stwierdziłam, że dobrze by było sięgnąć dalej. Wrzuciłam w playlistę składankę, czy innego thebestof'a ("If I Could Turn Back Time: Cher's Greatest Hits" z 1999r.). Wtedy już od pierwszego utworu na liście ("Save Up All Your Tears") wiedziałam, że to jest to. Jednak jedna piosenka na liście wzbudziła moje zainteresowanie, jako cover klasyka. O jak bardzo się pomyliłam!
"Bang Bang (My Baby Shot Me Down)" do tej pory kojarzyło mi się ze słodką, ubraną w różową sukienkę blondyneczkę, jaką była Nancy Sinatra.


Teoretycznie słusznie, gdyż piosenka wydana w 1966 roku wydawała mi się wystarczająco odległa w czasie, by być oryginałem. Nie pomyślałam jednak, że 4 lata młodsza od Sinatry Cher może być pierwszym odtwórcą tej piosenki! Tekst utworu został napisany przez ówczesnego partnera Cher - Sonny'ego Bono, autora wielu piosenek z jej repertuaru, a także człowieka, który ją zwyczajnie wypromował.



Chwilę wcześniej niż Nancy, tego samego roku, o "zastrzeleniu przez mojego chłopca" zaśpiewała właśnie Cher. Wersja Sinatry jednak jest ówcześnie stanowczo bardziej popularna, ze względu na mocne rozdmuchanie legendy Franka Sinatry oraz fakt, iż to to wykonanie zostało użyte w filmie "Kill Bill" Quentina Tarantino. Cher wydała nową wersję "Bang Bang" w 1987 roku na albumie o tytule "Cher".



Jest to absolutnie fantastyczne wykonanie tego utworu. Lepsze niż wersja z 1966 roku, bo tamta była jakaś taka... Mdła i bezosobowa. A ta... Zaczynając od wzniosłych chórków i ich echa, które jako całość budują jakiś trudny do określenia klimat, przywodzący na myśl burzę w środku lata - coś jednocześnie pięknego, strasznego i nieuchwytnego. Także to metaliczne brzmienie gitary w tle dodaje brutalności i charakteru. Niski i przejmujący głos Cher śpiewający refren.

"I was five and he was six
We rode on horses made of sticks
He wore black and I wore white
He would always win the fight"


Nic dziwnego, że głos wokalistki jest tak przepełniony uczuciami, gdy wspomina dość odległe wydarzenia. Przyjaciel (a może pierwsza miłość?) z dzieciństwa, ktoś, kogo uważała za bliskiego i mu ufała. Uzupełniali się (czarny-biały), kiedy on wygrywał - ktoś musiał przegrać. 

Bang bang, he shot me down...

Ufała, ale to zaufanie zostało nadużyte i zszargane. Została zdradzona. I żal o to dominuje w utworze. W sumie, trudno żeby nie. Gdyby mnie to spotkało, obawiam się, że nie byłaby to tak piękna metafora zabaw dziecięcych, prędzej satyra na miarę Waligórskiego. Jednak Sonny Bono uznał, że w ten sposób będzie lepiej, nic dziwnego, patrząc wstecz, w historię muzyki popularnej, kiedy kobieta w piosence jawnie szydzi z mężczyzny i wypomina mu jego winy i wady, to nie jest specjalnie dobrze odbierana (vide, współczesna już Taylor Swift, która w swych piosenkach obsmarowała chyba każdego swojego byłego. Może kiedyś zrozumie, że to chyba z nią jest problem, a nie z panami...). No chyba, że mówimy o Danucie Rinn. To zmienia postać rzeczy. Gdzie ci mężczyźni...

Bang bang, I hit the ground...

Upadek z wysokości zaufania do drugiej osoby. Chyba najgorszy z możliwych upadków. Obdarzenie kogoś swoją wiarą w jego dobro, szczerość i uczciwość niestety często zwodzi. Dlatego mówią, że w przyjaźni liczy się jakość, a nie ilość. Ale nikt nie jest jasnowidzem. W procesie poznawania nietrudno o oszustwo. Paradoksalnie, na swoim przykładzie między innymi, widzę, że ci, którym zaufałam od początku okazali się  nic nie warci, a ci, których z pierwszą chwilą odrzuciłam, jako nudnych, irytujących, bądź zwyczajnie zbyt innych niż ja, teraz ich kocham najmocniej na świecie i tych Bliskich nie porzucę za żadne skarby świata. Lojalność przede wszystkim.

Bang bang, that the awful sound...

Tylko, czy to można brać jako zdradę? Trzeba wziąć pod uwagę drugą stronę medalu. Co jeśli to nie była zdrada, a zwyczajne odrzucenie uczuć? Toć w następnym cytacie ewidentnie zmienia temat! Ona nazywa go swoim, on "heheszki, a pamiętasz jak się kiedyś bawiliśmy?". O rany, takiego to udusić, to mało.

"Seasons came and changed the time 
when I grew up, I called him mine
He would always laugh and say
Remember when we used to play"

Nie da się nikogo zmusić do kochania.
Nie da się też zmusić samej siebie do niekochania. 
No dobra, odrzucił uczucie. Wzgardził, odtrącił, ani me ani be ani kukuryku:

"Now he's gone, I don't know why
Until this day, sometimes I cry
He didn't even say 'Goodbye'
He didn't take the time to lie"

I problem się rozwiązał. Poszedł w pieron, droga pani, nie musi się pani przejmować. Skoro poszedł, porzucił i nawet się nie pożegnał, to nie był nic wart. Gdyby był kimś wartościowym, to nigdy by nie zostawił. Bez względu na wszystko.

Ten utwór doczekał się wielu wykonań. Każde jest inne, lepsze lub gorsze, ale wykonawcy starają się wnieść coś nowego. Nie byłabym sobą, gdyby i Lady Gaga się tu nie pojawiła:


Bardzo mi się podoba fakt, iż swoim wizerunkiem tutaj mocno nawiązuje do Cher - peruka z kręconymi, czarnymi włosami i skórzane wdzianko. Jednak ta wersja wywołuje u mnie taką gęsią skórkę, że aż boli. Gaga nie dość, że jest świetną wokalistką, o głosie jak dzwon, to jeszcze jest nie najgorszą aktorką i jej wykonanie to fantastyczna piosenka aktorska. Wręcz namacalne jest szaleństwo, jakie wywołało u niej to porzucenie/odrzucenie. Coś pięknego w jazzowej otulinie.

I druga lubiana przeze mnie wersja, mimo że za samą Dąbrowską nie przepadam:


Bang bang, my baby shot me down...


- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. 
- Co wtedy?
- Nic wielkiego - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.

Alan Alexander Milne, "Kubuś Puchatek"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz